Przez szereg ostatnich lat większość Polaków marzących o nowym mieszkaniu w dużym mieście chciała, aby znajdowało się ono na dobrze strzeżonym i koniecznie ogrodzonym osiedlu. Ta sytuacja powoli się zmienia.
Przez szereg ostatnich lat większość Polaków marzących o nowym mieszkaniu w dużym mieście chciała, aby znajdowało się ono na dobrze strzeżonym i koniecznie ogrodzonym osiedlu. Wynikało to z niskiego poczucia bezpieczeństwa, czy nawet poczucia zagrożenia, skutecznie podsycanego przez media. Dziewięciu na dziesięciu mieszkańców osiedli zamkniętych deklarowało, że głównym powodem ich decyzji o zamieszkaniu tam był strach o bezpieczeństwo swoje i bliskich. Mieszkanie na zamkniętym osiedlu mogło dawać poczucie bezpieczeństwa lub stopień tego bezpieczeństwa podnosić.Do tego dochodzą względy estetyczne. Mury większości starszych budynków wielorodzinnych są brudne, zdewastowane przez graficiarzy i delikatnie mówiąc, stanowią kiepską wizytówkę osiedla. Niestety, standardem wielu odziedziczonych po poprzedniej epoce osiedli są zaśmiecone trawniki i rozbite kosze na śmieci czy ogródki zabaw, których stan utrzymania odstrasza zarówno rodziców, jak i dzieci. Skala tego zjawiska jest tak wielka, że nikogo już to nie dziwi, choć wielu wciąż drażni, czy nawet martwi i może być poważnym powodem decyzji o wyprowadzce.
Nie da się również zaprzeczyć, że osiedla zamknięte oferują wyższy stopień komfortu życia. Jak to ujął jeden ze mieszkańców takiego osiedla: miło jest móc usiąść przed domem na ławce, szczególnie kiedy ławka jest cała.
Jest jednak jeszcze jeden powód, z którego Polacy marzyli o tym, by zamieszkać za murem – moda, czy nawet snobizm. Socjolodzy twierdzą nawet, że jest to główny powód większości decyzji o przeprowadzce „za mur”. Chcąc być trendy, szczególnie w stolicy, trzeba pokazać znajomym czy sąsiadom, że nie dość, iż właśnie przeprowadziliśmy się do nowego lokum, to na dodatek jest to miejsce wyjątkowe, zamknięte, niedostępne dla byle przechodnia. Dla bogatszych było to symboliczne i rzeczywiste oddzielenie się murem (nie tylko tym przysłowiowym) od biedniejszych. Ci biedniejsi, marząc o wzroście swej pozycji materialnej, marzyli o takich mieszkaniach, do jakich właśnie przeprowadzali się zamożniejsi.
Jednakże czasy się zmieniają, a z nimi zmieniają się mody. Obecnie już tylko 59 proc. Polaków – wynik sondy KRN.pl – jest zwolennikiem budowania zamkniętych osiedli. Procent ten zmniejsza się z roku na rok i prawdopodobnie zjawisko to nadal będzie postępowało, choć na pewno zwolennicy „grodzenia" pozostaną silną grupą.
Skąd ta zmiana? Socjolodzy od dawna utrzymują, że rozmnożenie się osiedli tego typu niszczy więzi międzyludzkie. Prowadzi do izolacji mieszkańców, niepotrzebnie antagonizuje relacje z sąsiadami. Dodatkowo nie ułatwia zacieśniania się więzi międzyludzkich nawet pomiędzy osobami z tego samego bloku. Urbaniści i architekci również nieprzychylnie patrzą na dzielenie przestrzeni miejskiej dodatkowymi płotami, szlabanami, ogrodzeniami, przestrzeniami monitorowanymi itd. Coraz więcej osób kupujących mieszkanie podziela te obawy i pomimo pewnych niezaprzeczalnych zalet, nie decyduje się na ogrodzone, zamknięte osiedle. Na naszych oczach dzieje się jednak coś więcej – zmienia się moda i zmieniają się wyznaczniki prestiżu. Przeciwnicy grodzenia uważają, że mieszkanie za murem to.. obciach, za który na dodatek trzeba słono płacić. Z drugiej strony zwolennicy podkreślają, że bezpieczniej, czyściej, ciszej... Spór trwa w najlepsze, na wyniki poczekamy.
Czy ten artykuł był dla Ciebie interesujący?
Komentarze (0)
Pokaż wszystkie komentarze (0)