Wraz z pierwszym gwizdkiem Euro 2012, miliony Polaków na całym świecie poczują uzasadnioną dumę.
I stało się. Na przekór wszystkim sceptykom piłki nożnej, niedowiarkom i prześmiewcom, 14. w historii Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej będą odbywać się w Polsce i na Ukrainie. Już 8 czerwca oczy całego piłkarskiego świata zwrócone będą na nasz Stadion Narodowy. Ten sam, który jeszcze kilka lat temu był gruzowiskiem Stadionu Dziesięciolecia, bazarem okupowanym przez wschodnich handlarzy. Gdy rozpocznie się mecz otwarcia turnieju, nikt nie będzie pamiętał bojów, jakie o jego lokalizację toczyli stołeczni włodarze, w niepamięć pójdą opóźnienia, niedociągnięcia, usterki, zrywane kontrakty i wszystkie przeszkody, które piętrzyły się na drodze inwestorów. Wraz z pierwszym gwizdkiem Euro 2012, miliony Polaków na całym świecie poczują uzasadnioną dumę. Bo przecież, to czego dokonaliśmy w ostatnich latach, uwzględniając też punkty planu, z którymi nie zdążyliśmy, jest nie lada wyczynem. Polska zmieniła swe oblicze. Wyścig z czasem, który trwał przez cztery lata, sprawił, że w kraju sfinalizowanych zostało wiele inwestycji, które nie byłyby nawet rozpoczęte. Mamy cztery imponujące stadiony, ponad tysiąc kilometrów nowych i wyremontowanych dróg, nowe hotele, dworce kolejowe oraz parkingi. Najbardziej skorzystali mieszkańcy miast-gospodarzy turnieju. Warszawianie mogą się cieszyć z kolejowego połączenia lotniska z centrum miasta, gdańszczanie z Trasy Słowackiego, wrocławianie z kilkudziesięciu kilometrów obwodnicy, a poznanianie z mocno rozbudowanej sieci transportu publicznego.
Tych wszystkich inwestycji nie zabierze nam UEFA, powinny nam służyć przez długie lata. Pod warunkiem jednak, że tempo ich realizacji szło w parze z jakością – a tego niestety pewni być nie możemy. Wszak rozszczelnienia na A2 pojawiły się jeszcze przed oddaniem do użytku całej trasy, a przypadek ten nie był odosobniony. Mimo wszystko, dla przeciętnego Polaka inwestycje przeprowadzone przed Euro 2012, niosą więcej korzyści niż strat. W zupełnie innej sytuacji są wykonawcy czy podwykonawcy, którzy realizowali euro kontrakty – oni powodów do zadowolenia mają zdecydowanie mniej. To, że zaciągnięte kredyty odbiją się im czkawką, już słychać, bo z utrzymaniem płynności finansowej ma problem wiele przedsiębiorstw. Pozostaje zadać pytanie, czy odczuwalne spowolnienie w branży budowlanej potrwa rzeczywiście chwilę? Oby tak. I miejmy nadzieję, że wzywać do błagalnych modlitw o wyjście z kryzysu, nie będzie już żadne inne przedsiębiorstwo. Jeżeli mamy się modlić – to niech będą to modlitwy dziękczynne.
Choć powodów do radości jest wiele, to powrót do rzeczywistości po turnieju, do którego przygotowania napędzały gospodarkę przez ostatnie lata, łatwy nie będzie. Samo utrzymanie stadionów będzie wymagało wiele trudu, bo roczne koszty zarządzania jednym obiektem są wydatkiem rzędu kilku milionów złotych. Rozgrywanie meczów na tych obiektach może okazać się niewystarczające, chyba, że polskie kluby z miast-gospodarzy zaczną odnosić sukcesy na szczeblach europejskich. Sprawę z tego doskonale zdają sobie gospodarze obiektów, wypełniając terminarze koncertami gwiazd światowego formatu. Nie można się temu dziwić, gdy w grę wchodzą tak wielkie pieniądze, wszystkie chwyty są dozwolone. Może to właśnie Madonna, Coldplay i inni okażą się lekarstwem na ewentualne finansowe problemy sportowych obiektów. W razie najgorszego, w myśl starej zasady „Polak potrafi” możemy liczyć na to, że nie powtórzymy problemów Portugalii, której władze rozważają wyburzanie stadionów budowanych na mistrzostwa Europy w 2004 r. Jednak to, co czeka nas po Euro 2012, na razie trzeba odsunąć na bok. Zbliżają się 24 dni chwały – więc chwilo trwaj!
Pozostaje nam jeszcze nadzieja na to, że okażemy się dobrymi gospodarzami. Na to, że nasza reprezentacja z orzełkiem na piersiach, o którego walczył cały naród, nie rozegra osławionych trzech meczów: otwarcia, o wszystko i o honor, i że nasza dortmundzka trójca wyprowadzi nas z grupy, oraz że wyzbyci kompleksów, z gospodarską dumą, wkroczymy na salony piłkarskiej Europy. Skoro najmniej skuteczna drużyna wygrywa Ligę Mistrzów, to czemu reprezentacja zajmująca 65 miejsce w rankingu FIFA nie może wygrać Mistrzostw Europy? Jako gospodarze mamy przecież do tego prawo.
Czy ten artykuł był dla Ciebie interesujący?
Komentarze (0)
Pokaż wszystkie komentarze (0)