O architekturze Singapuru, Stanów Zjednoczonych i Polski oraz dotychczasowych doświadczeniach rozmawiamy z początkującym architektem, Wojciechem Dulińskim.
O dotychczasowym doświadczeniu, planach na przyszłość, architekturze w Krakowie, Singapurze i Stanach Zjednoczonych z Wojciechem Dulińskim, laureatem nagrody dla najlepszego studenta Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej przyznawanej przez Stowarzyszenie Budowniczych Domów i Mieszkań, rozmawia Joanna Bień.
Joanna Bień: Na początek gratuluję nagrody Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań. To dla początkującego architekta duże wyróżnienie.
Wojciech Duliński: Bez wątpienia to bardzo ważne dla mnie wyróżnienie. To jednocześnie największa nagroda za osiągnięcia akademickie, jaką do tej pory udało mi się zdobyć. Dlatego jestem wdzięczny Stowarzyszeniu, uczelni i kapitule za docenienie moich starań.
J.B: To jednocześnie chyba wymarzony początek kariery, sięgnijmy zatem do przeszłości: jak zaczęła się Twoja przygoda z architekturą?
W.D: Architekturą interesowałem się od zawsze, ale prawdziwa przygoda z nią rozpoczęła się dopiero na studiach. Mój ojciec jest architektem, matka budowlańcem, więc można powiedzieć, że popłynąłem z prądem.
J.B:Studiowałeś w Polsce, Singapurze oraz Stanach Zjednoczonych. Jakie są Twoje doświadczenia i jakie porównanie?
W.D: Jeżeli chodzi o samą architekturę w tych trzech krajach, to w każdym z nich jest zupełnie różna. Kraków, z którym jestem najbardziej związany, to bardzo specyficzne miasto – tu jest dużo więcej historii, ale tu również można znaleźć swoje miejsce. W Singapurze tego nie ma, w Stanach Zjednoczonych zresztą także. To sprawia również, że w tych krajach zupełnie inaczej podchodzi się do architektury. Sama Azja jest teraz w szczytowej fazie rozwoju. Ma to odbicie także w architekturze, w Singapurze duży procent obiektów jest w budowie. Na pewno architekci mają tam szerokie pole do popisu, mnie osobiście bliższa jest polska architektura – w końcu wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
J.B: A Stany Zjednoczone?
W.D: W Stanach Zjednoczonych studiowałem na University of Tennessee w Knoxville. To zdecydowanie mniejsze miasto niż Singapur czy Kraków, liczy niewiele ponad 200 tys. mieszkańców. Jednak podczas studiowania miałem okazję podróżować przez 40 różnych stanów. To kraj większy niż cała Europa, więc trudno w jednym zdaniu scharakteryzować tamtejszą architekturę, która różni się w zależności od konkretnego obszaru. Moim faworytem jest Nowy Jork – dla mnie świetne miasto nie tylko pod względem architektonicznym. Właśnie w USA opracowywałem ciekawy projekt w Knoxville – projekt rewitalizacji pasa, po którym dawniej jeździła najstarsza, obecnie już niedziałająca, linia kolejowa. Współcześnie tereny te są mocno zdegradowane, a my zastanawialiśmy się jak wykorzystać ich potencjał: stworzyć w tym miejscu inwestycje mieszkaniowe, ale także instytucje publiczne i tereny rekreacyjne. Co ciekawe, podczas tworzenia planów rozwoju przestrzennego, architekci główni miasta faktycznie brali pod uwagę projekty studenckie. To niezwykle ważne, że projekty studentów były również rozpatrywane.
J.B.: Tereny poprzemysłowe są także cechą charakterystyczną niektórych obszarów Krakowa. Czy masz może ulubione tego typu miejsce właśnie tutaj i wizję jego rewitalizacji?
W.D: Obecnie w Krakowie w skali planistycznej zachodzi wiele pozytywnych zmian. Istnieje szereg miejsc poprzemysłowych, w których prowadzone są ważne inwestycje. Dobrym tego przykładem są rejony Bulwarów Wiślanych w Podgórzu (dawnej Fabryki Vistuli), gdzie obecnie powstaje Muzeum Sztuki Tadeusza Kantora oraz szereg innych inwestycji. Również przy ul. Pawiej: z jednej strony mamy Galerię Krakowską, a z drugiej tworzy się regularna pierzeja ciągłej zabudowy. Uważam, że planistycznie jest to dobry przejaw. Jeżeli chodzi o moje dokonania na tej płaszczyźnie, to podczas studiów projektowałem kompleks zabudowy wielorodzinnej na specyficznej działce w zakolu Wisły, w pobliżu ul. Nowohuckiej.
J.B: Twoje projekty, które zaprezentowałeś podczas uroczystości wręczenia nagród, dotyczyły w znacznej mierze dużych obiektów, np. ambasady w Seulu czy lotniska. Czy to oznacza, że właśnie tak chcesz ukierunkować swoją karierę?
W.D: Płaszczyzną, na której chciałbym działać zawodowo, są obiekty użyteczności publicznej – lotniska, biblioteki, hale sportowe itp. Jeżeli będę mógł wybierać, będzie to właśnie taki obszar. To jest dla mnie ciekawsze niż projektowanie domów jednorodzinnych czy innych budynków mieszkalnych Nie oznacza to, że właśnie te obszary uważam za gorsze, po prostu lepiej się czuję większych projektach. Takie upodobania mają po części uwarunkowania rodzinne.
J.B. Twoja praca dyplomowa to projekt dużego lotniska. Skąd pomysł i inspiracja?
W.D: W pracę architekta wpisane jest poszukiwanie inspiracji, szukanie formy. To zazwyczaj przychodzi samo. Podstawą bez wątpienia jest wiedza, a także odpowiedni research i rozpoznanie w konkretnej materii. W przypadku mojego projektu dyplomowego, czyli lotniska, było to np. poznanie schematów lotniskowych, kubatur czy funkcji takich obiektów. Indywidualną sprawą jest forma, która wielokrotnie się zmieniała i ciągle się zmienia, bo wciąż pracuję nad tym projektem. Pierwotna forma lotniska jest inna niż ta najbardziej aktualna.
J.B: Który z projektów w Twoim portfolio należy do Twoich ulubionych?
W.D: Trudno porównać projekt domu jednorodzinnego czy słupa ogłoszeniowego, nad którymi pracowałem na pierwszym roku, z projektem olbrzymiego portu lotniczego obsługującego 15 mln pasażerów rocznie, czyli lotniskiem większym niż stołeczne Okęcie. Jednak im bardziej zaawansowany projekt, tym większa satysfakcja z jego wykonania. Chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie – każdy projekt przynosi satysfakcję, bo w każdy wkłada się dużo pracy.
J.B: Czy masz może swojego ulubionego architekta?
W.D: Nie mam – każdy architekt jest inny, każdy ma w swoim dorobku lepsze i gorsze projekty. Uważam, że nie można się zamykać, trzeba być otwartym na wszelkiego rodzaju pomysły, szczególnie wtedy, gdy nie ma się dużego doświadczenia i wypracowanego własnego stylu.
J.B: Jakie są Twoje plany na przyszłość?
W.D: Najpierw obrona pracy dyplomowej. Dopracowywanie projektu lotniska pochłania mi obecnie najwięcej czasu. Ale właśnie taka jest chyba praca architekta: do ostatniego momentu, cały czas się coś ulepsza, poprawia. Teraz, kiedy kończę studia czuję, że wszystko w moich rękach. Wiele jednak zależy od ekonomicznej sytuacji w architekturze i budownictwie ogólnie. Zastanawiam się poważnie nad studiami doktoranckimi, jestem na stażu, który ma mnie przygotować do pracy nauczyciela akademickiego. Może swoją przyszłość zwiążę właśnie z pracą naukową, ale to na pewno pójdzie w parze z praktyką architekta. Chciałbym znaleźć swoje miejsce na rynku i robić to, czego się nauczyłem i to, co sprawia mi najwięcej radości. Czas pokaże jak będzie.
Źródło: KRN.pl | 2013-06-14
Komentarze (0)
Pokaż wszystkie komentarze (0)