Rozmowa z Andrzejem Boguszem, doradcą technicznym GRUPY ATLAS.
Wreszcie po kilku latach chudych przyszły tłuste. Gospodarka się rozwija, unijne dotacje sprzyjają nowym realizacjom i modernizacjom. Mam wrażenie, że niektórych producentów ta sytuacja zaskoczyła i stąd przejściowe problemy z dostępnością gazobetonu, cementu, styropianu czy wełny mineralnej.
Budownictwo ruszyło, ale fachowców brak. GUS podaje, że w skali roku największą bolączką przedsiębiorców jest właśnie niedobór wykwalifikowanych pracowników.
Mamy wolny rynek. Sporo fachowców wyjechało za granicę, część z nich pewnie wróci, natomiast edukacja nowych musi potrwać. Minie kilka lat zanim sytuacja się unormuje. Brak fachowców odczuwa nie tylko przedsiębiorca, ale i inwestor.
No właśnie, dziś inwestor musi z wielomiesięcznym wyprzedzeniem szukać, a potem namawiać fachowca, żeby wziął zlecenie. Ceny są umowne, a gwarancji dobrze wykonanej pracy praktycznie nie ma.
Owszem, terminy są długie. Ktoś, kto nie umówił się z ekipą jesienią ubiegłego roku, ma małe szanse na ocieplenie domu tego lata. Polować na glazurnika też trzeba z kilkumiesięcznym zapasem. Żeby znaleźć fachowca, trzeba podejść do sprawy jak zawodowiec.
To znaczy?
Na początek warto się rozeznać w cenach, czyli skontaktować się z dwoma, trzema wykonawcami. Znam ludzi, którzy zanim wybrali właściwego, przetestowali siedmiu elektryków. Ten sam zakres prac, a kosztorysy różniły się o 100 proc. Generalnie odradzam branie niesprawdzonych ekip z ogłoszenia. Dobry fachowiec rzadko się ogłasza, bo ma tak dużo zleceń, że nie musi tego robić. Dlatego fachowiec z rekomendacji rodziny bądź znajomych jest pewniejszy. Warto zobaczyć jego poprzednie realizacje, porozmawiać z ludźmi, u których pracował, zorientować się, czy rekomendowana ekipa nie zmieniła składu, bo na przykład kilka osób wyjechało do Irlandii. Gdy już dokonamy wyboru, trzeba konkretnie ustalić zakres i technologie wykonywanych prac, rodzaj użytych materiałów, czas realizacji, cenę i sposób płatności. Najdroższy fachowiec nie oznacza – najlepszy. I oczywiście wszystko należy spisać.
Przecież dzisiaj większość inwestorów indywidualnych, chcąc zaoszczędzić pieniądze, zatrudnia ekipy na czarno – bez umowy.
W takich przypadkach ryzyko jest ogromne i nie można liczyć na dżentelmeńską umowę z wykonawcą. Z powodu nie zawsze precyzyjnie przedstawionych oczekiwań z jednej strony i warunków realizacji z drugiej takie porozumienie zazwyczaj kończy się rozstaniem przed zakończeniem prac. A kolejna ekipa zawsze zażąda dodatkowych pieniędzy, tłumacząc, że musi poprawiać po poprzedniej. Krótko mówiąc, w takiej sytuacji większe ryzyko ponosi inwestor.
No dobrze, mamy podpisaną umowę, a więc możemy spać spokojnie.
Spokojniej. Jeżeli nie mamy doświadczenia w branży, w przypadku remontu warto poprosić o konsultację znajomego, który zna się na rzeczy. Natomiast gdy budujemy dom, dobrze jest zatrudnić własnego inspektora nadzoru. Dodatkowo, bezpłatne doradztwo budowlane oferują liczący się na rynku producenci. Jeżeli korzysta się z produktów Atlasa, poradę można uzyskać telefonicznie pod numerem bezpłatnej infolinii 0800 168 083, można też umówić się z doradcą Atlasa na placu budowy. I jeszcze jedna bardzo ważna kwestia – dopiero po etapowym odbiorze prac i usunięciu ewentualnych usterek można zapłacić wykonawcy. Czasy dawania zaliczek akonto to przeszłość.
Jakie zachowanie wykonawcy powinno wzbudzić czujność inwestora?
Nieufność inwestora może budzić na przykład stan i jakość narzędzi, popijanie piwa w czasie pracy, nie mówiąc już o braku trzeźwości tzw. fachowca. Jeżeli spóźnia się on notorycznie, raz przychodzi, innym razem nie, oznacza to, że prawdopodobnie ciągnie dwie roboty równolegle. A to żadnej z nich dobrze nie rokuje. Warto też zwrócić uwagę na skład ekipy. Powinien nas zaniepokoić fakt, że co drugi dzień szef przysyła innego murarza czy tynkarza. Monitorując zaś postęp prac i zużycie materiałów, możemy przekonać się, czy przypadkiem nie służą one innemu inwestorowi... Zdecydowana większość wykonawców, których znam, to uczciwi ludzie, ale zdarzają się też kombinatorzy.
Fachowiec to trudna sztuka. Jak z nim rozmawiać?
Kulturalnie, ale twardo i rzeczowo. Inwestor musi wiedzieć czego chce, a wykonawca musi dokładnie znać oczekiwania zleceniodawcy. Sytuacją komfortową dla inwestora jest pośrednictwo w tych rozmowach inspektora nadzoru.
I jeszcze jedna kwestia. W przypadku budowy domu lepiej wybrać jednego wykonawcę, który zrobi wszystko „pod klucz” czy kilka ekip – murarzy, tynkarzy, dekarzy itd.?
Gdy jedna firma zajmuje się całością budowy, jest to sytuacja wygodna dla inwestora, ale wówczas całkowicie musi się on zdać na umiejętności i rzetelność wybranej ekipy. Budowa idzie zazwyczaj szybko, co wymaga posiadania sporej gotówki. Zatrudnianie na każdy etap innego wykonawcy, dogranie umowy, wreszcie zsynchronizowanie całości prac, tak żeby wszystko przebiegało płynnie, wymaga od inwestora czasu i energii. Można też budować dom tzw. metodą gospodarczą, czyli samemu z pomocą znajomych. Jest to metoda dobra dla tych, którzy nie mogą jednorazowo zaangażować w przedsięwzięcie dużej ilości pieniędzy. Taka budowa zwykle trwa latami, a to też kosztuje.
Z naszej rozmowy wynika, że na inwestora czeka masa pułapek, a remont czy budowa domu jawi się koszmarem!
Remont mieszkania czy budowa domu wiążą się z konkretnymi oczekiwaniami inwestora, który zazwyczaj musi wyłożyć dużo pieniędzy. Trudno się zatem dziwić, że nie chce powierzyć jej dyletantom. Nikt nie mówi też, że budowa domu jest sprawą łatwą. Nie słyszałem jednak, żeby po zamieszkaniu w nowo postawionym domu jego mieszkańcom śniła się budowa i poszczególne ekipy. W końcu nie taki wykonawca straszny, jak go malują. Doradzam dużo cierpliwości wtedy, gdy szukamy tego najlepszego, i dużo dociekliwości w trakcie prac remontowo-budowlanych.
Czy ten artykuł był dla Ciebie interesujący?
Komentarze (0)
Pokaż wszystkie komentarze (0)