W Pekinie, Atenach i Atlancie po olimpiadach sytuacja na rynku nieruchomości uległa pogorszeniu. Inaczej sytuacja przedstawia się w Sydney.
Dziś za 75-metrowy apartament w centrum Londynu trzeba zapłacić równowartość prawie 4,7 mln zł – wynika z danych portalu Global Property Guide. W ostatnich 12 miesiącach przeciętna wartość nieruchomości wzrosła w Londynie o ponad 9 proc. Czy za rok wynik ten też będzie tak optymistyczny? W Pekinie, Atenach i Atlancie po olimpiadach sytuacja na rynku nieruchomości uległa pogorszeniu.
Wydawałoby się, że dzięki organizacji tak dużej imprezy sportowej rozwija się infrastruktura i rośnie popularność danej lokalizacji, co powinno sprzyjać wycenom nieruchomości. Niestety historia letnich olimpiad tego nie potwierdza. Pogorszenie na rynkach widoczne było rok po organizacji igrzysk w Pekinie, Atenach i Atlancie. Odmienna sytuacja miała miejsce jedynie w Sydney. Teoretycznie więc, jeśli ktoś rozważa inwestowanie w nieruchomości w miastach, które organizują Igrzyska Olimpijskie, lepszym rozwiązaniem jest zakup z wyprzedzeniem.
Zaczynając jednak chronologicznie, w Pekinie w ciągu roku przed organizacją igrzysk ceny nieruchomości wzrosły aż o 24 proc. Po igrzyskach dynamika wyraźnie wyhamowała - w połowie 2009 r. w stolicy Chin płacono za nieruchomości przeciętnie o 2,6 proc. więcej niż w momencie odbywania się imprezy sportowej. Inaczej sytuacja wyglądała w Atenach, gdzie igrzyska odbywały się w 2004 r. W ciągu roku przed tym wydarzeniem przeciętna nieruchomość traciła na wartości kosmetyczne 0,3 proc. Rok później było to już -5,4 proc. W Atlancie wzrost cen zwolnił z 5,3 proc. przed igrzyskami do 2,8 proc. po ich zakończeniu.
Tab. 1. GPG, Zillow, Australian Bureau of Statistics, NBP, Bank of Greece, National Bureau of Statistics of China
Australia nie poddaje się schematom
Inaczej było w przypadku Sydney. Tam w rok po organizacji igrzysk (2000 r.) dynamika wzrostu cen była wyższa niż w rok przed imprezą. Wzrosty wynosiły odpowiednio 10,7 proc. i 7,5 proc. Nie powinno to jednak dziwić. Australijski rynek nieruchomości nie zwykł podążać za ogólnymi trendami. Przykładem może być kryzys, za którego początek powszechnie uważa się upadek Lehman Brothers (bank ogłosił upadłość 15 września 2008 r.). W wielu krajach (np. Bułgaria, Irlandia, Hiszpania, USA, Polska) kryzys spowodował sporą korektę cen nieruchomości. W Australii natomiast kryzys do dzisiaj nie przerwał trendu wzrostowego.
Tab. 2. GPG, Zillow, Australian Bureau of Statistics, NBP, Bank of Greece, National Bureau of Statistics of China
Ponad 4,5 mln zł za apartament nad Tamizą
W Londynie ostatnie 12 miesięcy przyniosły bardzo duży wzrost wycen nieruchomości (o 9,2 proc.) – wynika z szacunków Nationwide. Gdyby przyszłość przyniosła analogiczne zmiany jak w przypadku Aten, Pekinu czy Atlanty, można prognozować, że w perspektywie kolejnych 12 miesięcy dynamika wzrostu cen przynajmniej zwolni, o ile nie zostanie przekuta w korektę. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że nieruchomości w Londynie należą do najdroższych w gronie pięciu miast organizujących ostatnio letnie igrzyska. Zgodnie z danymi publikowanymi przez portal Global Property Guide, za 75-metrowy apartament w centrum Londynu trzeba dziś zapłacić ponad 871 tys. funtów (równowartość prawie 4,7 mln zł). Dla porównania, w Atenach jest to dziś 345 tys. euro (1,4 mln zł), w Pekinie 466 tys. dolarów (1,6 mln zł), a w Sydney 673 tys. dolarów australijskich (2,5 mln zł). Niestety portal GPG nie publikuje stosownych danych dla Atlanty. Z kolei jak jednak donosi portal Zillow, przeciętna cena transakcyjna domu w pięciu najdroższych lokalizacjach Atlanty wynosi obecnie 856 tys. dolarów amerykańskich (równowartość niecałych 3 mln zł).
Dla inwestorów ważny jest też kurs walutowy
Dla porównania w okresie igrzysk w Pekinie za nieruchomość dziś wartą 466 tys. dolarów trzeba było zapłacić kilka tysięcy więcej. W Atenach w 2004 r. było to przeciętnie 426 tys. euro, w Sydney 434 tys. dolarów australijskich, a w Atlancie 844 tysiące dolarów amerykańskich. Do dzisiaj osoba, która kupiłaby taką nieruchomość w momencie organizacji igrzysk zanotowałaby stratę w Atenach na poziomie 19 proc., a w Pekinie 1 proc. Natomiast w Atlancie zysk wyniósłby skromne 1 proc., ale w Sydney aż 55 proc.
Jeśli polskiego inwestora kusi perspektywa zysków, które można było osiągnąć w Australii, musi pamiętać o ryzyku związanym z tego typu inwestycjami. Przypomnijmy, że spadek wartości złotego (wzrost notowań innych walut) sprzyja inwestycjom zagranicznym, gdyż zarówno przeliczony na złote czynsz najmu, jak i wyrażona w złotych wartość nieruchomości za granicą, rosną wraz z kolejną przeceną naszej waluty. Odwrotna sytuacja ma miejsce w przypadku umocnienia złotego (wtedy waluty zagraniczne tanieją względem złotego). Dobrym przykładem wpływu kursu walutowego na zyski inwestora z Polski jest Pekin. W mieście tym od 2008 r. cena nieruchomości (w amerykańskim dolarze) prawie się nie zmieniła (co prawda obowiązującą w Chinach walutą jest Renminbi (Yuan), ale jest on mocno połączony przez system kursu stałego m.in. z dolarem amerykańskim). Trzeba jednak pamiętać, że w lipcu 2008 r. za amerykańską walutę płacono niewiele ponad 2 zł. Dziś jest to ponad 3,4 zł, więc zainwestowane za granicą 100 dol. warte było cztery lata temu ponad 200 zł, a dziś ponad 340 zł. Mimo braku zmiany ceny nieruchomości w Pekinie zysk na poziomie ponad 60 proc. można było osiągnąć, dzięki zmianie kursu złotego wobec dolara.
Czy ten artykuł był dla Ciebie interesujący?
Komentarze (0)
Pokaż wszystkie komentarze (0)